Ostatnio Li znowu uszkodziła sobie poduszkę. Biegała za piłką po polu i musiała przebiec po jakimś ostrym kamieniu :/ Mam nadzieję, że nie dopadnie nas łapkowa klątwa i to już ostatni raz Lychee ze skarpetą na kończynie, bo to to straszne jest jak nie może biegać przez tydzień. Ucierpiały na tym moje buty, zostały bezczelnie skonsumowane (lubiłam je :c). Jakieś 3 dni po rozcięciu wyglądało to tak:
Na szczęście ranka już się zabliźniła i wczoraj Menda mogła dać upust swojej skumulowanej energii ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz