piątek, 14 sierpnia 2015

Dog Games Sopot 2015


 Liski szczęśliwe na plaży

Zdecydowałam opisać nasz wypad trochę szerzej niż na fp. Moja pamięć szwankuje, przyda się więc gdzieś zapisać nasze przeżycia aby nie uciekły kompletnie z głowy.
Na podbój Sopotu ruszyłyśmy w czwartek. Pobudka o 5 rano zupełnie nie przeszkadzała Lisowi. Godzinę później byłyśmy już w aucie, niestety nie dane nam było nim podróżować całą drogę. To była tylko podwózka na stację. Lisu bowiem miała pierwszy raz jechać InterCity (biedne studenty tylko Regio jeżdżą :D). Usadowiłyśmy się na wykupionym miejscu pod oknem i pierwsza godzina podróży minęła nam spokojnie, niestety później dosiadła się do nas "urocza" babcia z wnuczką, które oczywiście też jechały aż do Sopotu. Pani babcia była zawiedziona obecnością psa, bo nie mogła postawić swojej walizy pod okno (nieważne, że reszta przedziału pusta, nie, waliza musi stać koniecznie pod oknem!), najpierw próbowała mnie przekonać, że psu będzie wygodnie pod siedzeniem, a potem cały czas sugerowała nam wyjście na korytarz... Po dotarciu na miejsce udało się nam nie zgubić w drodze do hostelu, i bardzo dobrze bo nie wiem czy dotachałbym nasze rzeczy choćby 20 metrów dalej. Muszę też pochwalić Lisa za grzeczne zachowanie w pokoju :) Zazwyczaj po nowym miejscu biega podekscytowana i nie może znaleźć sobie miejsca, a tutaj kontrolnie obwąchała pokój i poszła spać do klatki.

 Po piasku trochę ciężko się biega

Tego dnia nic konkretnego nie robiłyśmy, tylko łaziłyśmy bez celu po Sopocie, próbując odkryć najkrótszą trasę do parku północnego. Przed 18 ruszyłyśmy na psią plażę, przy granicy Sopotu i Gdańska. Lisu wbiegła na piasek szaleńczym pędem. Po dobiegnięciu do morza przestraszyła się fal :D Po chwili już było ok. Później jeszcze trochę się zdziwiła smakiem wody, bo oczywiście mimo moich krzyków musiała się napić z morza. I po co ja tachałam jej wodę i miskę?

Nowy kumpel :)

Następnego dnia ruszyłyśmy na rejestrację do SpeedWaya. Wybrałyśmy numer startowy i usiadłyśmy na ławce aby podziwiać rzuty do Quadruped. Startowałyśmy 24. Czekając udało mi się wymiziać Fibi z White Couch Potato :) Nadeszła kolej na nasz start, w pierwszym biegu Liczu pobiegła 39,91 km/h. W następnym się bardzo mocno poprawiła - 41,76. A że sprawnie nam szło, udało się nam pobiec jeszcze trzeci raz, niestety Li przed wbiegnięciem w fotokomórkę się potknęła (brawo Puczi), więc straciła na prędkości i nie udało jej się poprawić. Dało nam to kwalifikację do dywizji A2.

Najlepszy bieg Puczinki


W sobotę od rana zżerał mnie stres. Podczas rejestracji do Super Pro Toss&Fetch wybrałam nam numer 33. Nasz start trochę się przeciągnął, co tylko bardziej mnie zestresowało <3 Po wejściu na pole spanikowałam i co zrobiłam? Wywaliłam pierwszy dysk poza pole... Lisu biedna nie ogarnęła co się stało, straciłyśmy 30 sekund. Drugi ładny, suka nie złapała, trzeci foot fault (brawo ja), czwarty - obśliniony dysk mi się wysunął z ręki. No po prostu szło nam wspaniale :D ostatecznie jakoś udało nam się zdobyć zawrotne 3 punkty. W okolicach godziny 18 odbywały się biegi poszczególnych dywizji. W pierwszym starcie Li wygalopowała 41,28 co dało jej trzecie miejsce. W drugim, w złym momencie wyrzuciłam jej dysk i suka miała chwilowe "osochozi?" przez co zwolniła. Więc niestety podium nam przemknęło koło nosa. Jestem z niej cholernie dumna, nie sądziłam że moje małe borderki potrafią tak szybko biec ^^


W niedzielę stresowałam się chyba jeszcze bardziej niż w sobotę. Ze startu nic nie pamiętam, wiem tylko że poszło nam ciut lepiej. Z suczinki jestem bardzo zadowolona, ona w ogóle się nie przejęła tym że jest na jakiś zawodach. Trochę tylko jej się mózg wyłączył, bo FRIZBI!!!, mogłaby lepiej łapać, ale wybaczam jej - na pewno zadziałało zmęczenie ;) Musimy więc jeszcze trochę popracować nad uruchomieniem całkowitym tego jej móżdżku przy frizbiaczkach. Krótkie rzuty łapie ślicznie, długie jak widać jeszcze trochę leżą. No i przede wszystkim muszę popracować ja nad sobą. Występy przed ludźmi zawsze były dla mnie powodem do paniki, tak to jest jak jest się aspołecznym introwertykiem. Stres mnie sparaliżował, więc trzeba jakoś go opanować.
Jak na debiut w takiej stawce zawodników nie jest tragicznie :D Pierwsze koty za płoty.
Na zawodach zostałyśmy prawie do końca. Z zachwytem pooglądałam pokazy flyball i zaczęłam jeszcze bardzie żałować, że z Poznańskiej drużyny nic nie wyszło. Oczywiście musiałam dać upust gadżeciarstwu, więc psia klatka została wyposażona w tabliczkę z napisem: "Tu mieszka najbardziej rozpieszczony border collie", a w ramach nagrody pocieszenia kupiłam wreszcie szarpak Ke-hu - planetkę. Puczi kocha go miłością wielką, ja też go polubiłam, zwłaszcza amortyzator.
To by było na tyle, jest mocno chaotycznie. Gratulacje dla tych którzy to przeczytają ;)
 
Screen z filmiku, jakość taka wspaniała :D

 




2 komentarze:

  1. Eeee, ja piszę więcej, a relacja super opisana, śmiałam się chwilami jak głupi do sera :D
    Udane jesteście. ;p

    OdpowiedzUsuń
  2. Grunt, że jakoś Wam poszło i teraz wiesz, że nie ma co tak panikować! ;)
    A samego wyjazdu nad morze zazdraszczam bardzo bardzo.

    OdpowiedzUsuń